Reklama

Wielkie imprezy - zabawa czy udręka dla mieszkańców?

Wielkie imprezy czyli chaos, hałas i zamieszanie w dzielnicy. Czy można się do tego przyzwyczaić?

Niemal każdy z nas czasami lubi wyjść na koncert, czy inną imprezę. Relaks, odskocznia od codzienności, jednym słowem – zabawa. W Warszawie nie brakuje dużych wydarzeń rozrywkowych. Było już Męskie Granie na Bemowie, SBM Festival na Bielanach, a najwięcej dzieje się oczywiście na PGE Narodowym czyli w naszej dzielnicy.

Wielkie imprezy oznaczają chaos i dezorganizację życia codziennego mieszkańców, o czym bardzo dużo mówią teraz mieszkańcy Bemowa skarżąc się na hałas i ogromne uciążliwości związane z niedawnym wydarzeniem – Żywiec Męskie Granie, który po raz pierwszy zorganizowano na lotnisku Bemowo, czyli nieopodal budynków wielorodzinnych. Na co narzekają? Na hałas trwający do późnych godzin nocnych, tłok w komunikacji i ogólne zamieszanie w całej okolicy. Jednak tam impreza do późnych godzin nocnych odbywała się raz w roku. Inaczej jest z Pragą-Południe. Tutaj regularnie mamy darmowe koncerty z naszych podwórek i balkonów. Jednych cieszy, drugich irytuje, ale nawet miasto wpływu na to nie ma. Konieczne byłyby zmiany w przepisach, aby zaprowadzić trochę „porządku”.

- Obowiązujące przepisy nie pozwalają na wprowadzenie jakichkolwiek ograniczeń dotyczących poziomu emitowanego dźwięku. Prawo ochrony środowiska nie daje legitymacji do określania, w drodze decyzji administracyjnej, dopuszczalnego poziomu hałasu w trakcie trwania imprez. Przepisy ochrony środowiska nie mają zatem zastosowania w odniesieniu do procedury wydania decyzji zezwalającej na organizację imprez masowych – wyjaśnia Wydział Prasowy Urzędu Miasta.

Przed nami Drift Masters, a patrząc po ubiegłorocznej imprezie, zapowiada się na blokady ulic, ryk silników dobiegający ze stadionu, swąd palonej gumy. Jedni się cieszą i odliczają dni do mistrzostw, które odbędą się w następny weekend, inni zaciskają zęby i myślą, gdzie tu uciec na czas samochodowych popisów.

Jak się mieszka w cieniu wielkich imprez?

- Mam wrażenie, że tych dużych imprez jest coraz więcej. Jak nie Taylor, czy bokserzy, to teraz drifterzy. Ciągle coś się dzieje i jak dla mnie to gruba przesada. Takie miejsce na wielkie wydarzenia powinno być na skraju miasta, a nie w środku dzielnicy – mówi Katarzyna i podkreśla, że z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy na Saskiej Kępie było spokojnie. - Przecież Saska Kępa to było urokliwe, spokojne miejsce, przepełnione wyjątkowym klimatem. Teraz mamy tu chwilami największy bałagan w mieście.

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iPragaPoludnie.pl




Reklama
Wróć do