Susza na Gocławku

Jakieś piętnaście lat temu miałem słabość do kraju leżącego mniej więcej pośrodku bałkańskiego bałaganu zwącego się Czarnogóra. Zawsze na czas urlopu obierałem ten kierunek, mając gwarancję nie tylko dobrej pogody, ale i upalnego lata i sporej ilości egzotyki. Jedną z atrakcji w tym kraju były zupełnie wyschnięte rzeki. Turyści zatrzymywali się na mostach i robili sobie pamiątkowe zdjęcia. Na wyschniętym dnie rzek było też sporo atrakcji w postaci zatopionych samochodów, opon i całej masy śmieci.

Jednak były też złe strony tego jakże atrakcyjnego zjawiska przyrodniczego. Od godziny dwunastej do osiemnastej z powodu suszy była wyłączana bieżąca woda. Niby nic strasznego jednak w żadnej kawiarni nie można było kupić kawy z ekspresu, ponieważ jak wiemy do ekspresu potrzebna, jest woda. Knajpy były otwarte jednak toalety, w których woda jest niezbędna, były zamknięte. Turyści załatwiali się wszędzie wkoło i w zabytkowej części Kotoru smród był nie do wytrzymania a temperatura na dworze, zbliżała się do czterdziestu stopni. Każdy, kto miał klimatyzację, podkręcał ją na maksa i wskutek takiego działania przeważnie padała sieć energetyczna i nie było prądu. Na dachu każdego z domów były zbiorniki i każdy zbierał w nich wodę na zapas, jak ją wyłączą. O tym, że było zabronione mycie samochodów i podlewanie ogródków wspominać nie trzeba.

Tak mi się przypomniało o tym, jak zobaczyłem wyschnięty kanałek Olszynki Grochowskiej na Gocławku. Wiadomo, najpierw wysychają małe rzeczki i kanałki, które jednak zasilają większe rzeki i kwestią czasu jest, kiedy i one wyschną. Tylko patrzeć jak zaczną wyłączać wodę, a następnie prąd. Może już najwyższa pora, aby zacząć zakładać w domach dodatkowe zbiorniki, aby mieć zapas wody do picia?

Red Aktor  

CZYTAJ RÓWNIEŻ: